Menu

niedziela, 11 października 2015

Skrzyneczka DIY

Witajcie!

Minęło tak wiele czasu od ostatniego spotkania z Wami, że zastanawiałyśmy się nad poprawnością wpisywanego hasła, ale jak widać – udało się ;).

Niestety każda z nas ma coraz więcej obowiązków na głowie, co skutkuje rzadkim przebywaniem na blogspocie.
Być może uda się nam to zmienić, a może pozostanie tak, jak jest. Na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie określić co dalej. 

Tymczasem dziś po raz kolejny podzielimy się z Wami czymś z cyklu DIY i choć nie będzie to tak wielkie, jak palety, to równie przyjemne podczas tworzenia i miłe dla oka po ukończeniu. 

Drewniane pudełko sześciodzielne stało się symbolicznym prezentem ślubnym dla naszej kuzynki i jej męża :).
Z racji tego, że nie lubimy czegoś, co wszechobecne i „oklepane”, a technika decoupage towarzyszy nam już od wielu lat, postanowiłyśmy ten prezent wykonać samodzielnie – dla większego uśmiechu na twarzach „Młodych” oraz naszej satysfakcji.


 


 Prace rozpoczęłyśmy od pomalowania drewna farbą w kolorze śmietankowym, po czym wierzch pudełka ozdobiłyśmy czymś, co przypomina flizelinę i pokryłyśmy lakierem. Po wyschnięciu tego lakier-kleju, przymocowałyśmy drewniane literki, które utworzyły napis składający się z imion Nowożeńców. 




 Wnętrze wyściełane zostało pół na pół sizalem i ozdobną wstążką, a w każdej przegródce znalazło się coś dla Młodej Pary :).





 Skrzyneczka tak nam się spodobała, że zastanawiamy się nad zrobieniem takiej dla nas ;).

Mogłybyśmy potraktować ją jako kasetkę - przechowalnik naszej biżuterii :D. 
A do czego jeszcze może się przydać? Kto wie... ;)

PS. A oto my w dzień wesela (z naszą Mamcią). 


 Pozdrawiamy!


P.S.WeAreCrazy


środa, 15 lipca 2015

Paletomania - meble ogrodowe i drugie życie altany

Tak, tak! Żyjemy i mamy się świetnie :) 
Właśnie jesteśmy w trakcie drugiego tygodnia urlopu.
Spijając wspólną kawę postanowiłyśmy
(w końcu) podzielić się z Wami tym, nad czym pracowałyśmy od długiego czerwcowego weekendu.
Od tamtej pory minęło już trochę czasu, ale wszystko to, co dziś widzicie, znajduje się w domu rodzinnym, a jak już wiecie, my bywamy tutaj raz na jakiś czas, więc wybaczcie ten zastój na blogu.

Pomysł na meble ogrodowe z palet narodził się już zimą, bo każdy miał dosyć podrapanych, plastikowych krzeseł, które służą nam od wielu lat i nadeszła już pora, by wysłać je na emeryturę.

Sama altana wymagała też nakładu pracy - została pomalowana posadzka (początkowo chciałyśmy położyć tam sztuczną trawę, ale facet wyliczył nam !o zgrozo! 1500zł za pokrycie tych kilkunastu metrów kwadratowych -.-), rodzice postanowili wymienić ogrodzenie, zamontowaliśmy roletę "Dzień-Noc", która świetnie sprawdza się w upalne popołudnia, a wieczorami całkiem przyjemnie spędza się tam czas dzięki oświetleniu - naświetlaczowi i dwóm lampionom ledowym.




Fotografie przedstawiają altankę z nowym ogrodzeniem, ale przed innymi zmianami.

Samo to pokazało, że z tak zniszczonego miejsca można wiele wykrzesać - zaznaczmy, że altanka nie była odnawiana już kilka długich lat, a po wstawieniu zrobionych przez nas mebli z palet, miejsce to zyskało drugie życie.

Jak już wspomniałyśmy, pomysł na paleciaki zakiełkował w głowach już dawno, ale by zacząć go realizować, potrzebne nam były palety. Fartem udało się nam je zdobyć od żony naszego kuzyna, która przywiozła je na opał :P.
Wszystkie prace zaczęłyśmy właśnie w czerwcowy długi weekend. Najbardziej żałujemy tego, że nie mamy zdjęć tak zwanych "roboczych", ale gdy jedna zajęła się paletami, a dokładnie ich szlifowaniem, druga malowała dom z zewnątrz, także nie było czasu na chwytanie lustrzanki.
Nawiasem mówiąc szlifowanie było najbardziej żmudne i pracochłonne, a przy tym brak było super widocznych efektów. Za to malowanie palet poszło jak z płatka i bez zbędnych kosztów, bo wykorzystałyśmy do tego białą farbę do drewna z remontu kuchni -----> TutajW zasadzie jedyne za co trzeba było zapłacić to: gwoździe, koła, łączenia, farba do posadzki i duperele do ozdoby, którymi zajęła się mama - to one postawiły kropkę nad i.

Nie będziemy się długo rozpisywać, ale efekt końcowy przeszedł nasze oczekiwania. Nawet tata, który gadał nam nad głowami, że tego "nie widzi" i że ta cała nasza praca jest na marne stwierdził, że odwaliłyśmy kawał dobrej roboty. 


 

 



 













 



 


 Teraz altanka stała się miejscem relaksu, które podoba się domownikom i gościom :)
A Wam jak przypadła do gustu?
 Z letnimi pozdrowieniami :)
P.S.WeAreCrazy

niedziela, 10 maja 2015

Demakijaż i nie tylko (part II)

Witamy po tak długiej przerwie!
Wcale o Was nie zapomniałyśmy, ale pojawiło się w naszym życiu kilka przeszkód, które skutecznie uniemożliwiły nam bycie z Wami. 
Postaramy się wracać powoli do normy (na tyle, na ile pozwolą nam obowiązki). 

Dziś (w ten ponury dzień) startujemy z kosmetykami do oczyszczania twarzy i demakijażu.
W tytule zaznaczyłyśmy, że jest to część druga, bo faktycznie pisałyśmy już o kilku produktach tego typu --> TUTAJ.


Po pierwsze wracamy z kosmetykiem Yves Rocher Pur BLEUET, gdyż obiecałyśmy wspomnieć o nim po jego zastosowaniu. We wrześniu była to pierwsza buteleczka, a teraz trzymamy w ręku chyba piątą. Jest to niezawodny produkt, z którym ciężko nam się rozstać. 
Producent informuje nas, że płyn doskonale usuwa makijaż, nawet wodoodporny i podtrzymujemy to zdanie w całości! Jest to najlepszy kosmetyk dwufazowy, jaki używałyśmy do tej pory.

Zalety:
-  nie pozostawia zbyt tłustej powłoki na skórze (jak robi to np. ZIAJA dwufazowa)
- idealnie radzi sobie nawet z wodoodpornym makijażem
- cienie usuwa za jednym pociągnięciem płatka kosmetycznego
- wydajny
- poręczna buteleczka

Wady:
- cena (katalogowa 24 zł, ale my nigdy nie zapłaciłyśmy za niego aż tyle!)
- kiepska nakrętka
- zapach nie dla każdego

Kolejny kosmetyk Yves Rocher, który niestety nie zachwycił nas niczym, na szczęście dostałyśmy go jako GRATIS, to żel do demakijażu wrażliwych oczu. Na pewno po skończeniu nie zagości już w naszej kosmetyczce.

Zalety:
- poręczne opakowanie
- jest bardzo delikatny i może godny polecenia tym, którzy faktycznie mają wrażliwe oczy, gdyż konsystencja żelu i jego chłód przyjemnie łagodzi powieki

Wady:
- ohydny zapach (mimo tego, że producent zapewnia o tym, że jest on bezzapachowy) 
- CENA!!! (katalogowa wynosi 33 zł)
- znamy i stosujemy lepsze kosmetyki do demakijażu oczu, ten radzi sobie średnio
- brak pompki/dozownika sprawia, że nigdy nie wiemy, ile żelu wypłynie na płatek

Łagodny płyn micelarny - tonik 2 w 1 TOŁPA
 Producent zapewnia o łagodnym oczyszczeniu, tonizowaniu, nawilżeniu i odświeżeniu. Wszystko to S. podtrzymuje, gdyż ja jeszcze nie miałam możliwości jego stosowania, a ona ma już drugą buteleczkę.

Zalety:
- "genialny" zapach (bo S. lubi wszystko, co bławatkowe)
- cena (w Biedrze 14 zł)
- wydajność
- nawilżenie
- szybko się wchłania
- dobrze oczyszcza (radzi sobie z tuszem, ale nie polecamy go jako jedyny kosmetyk do demakijażu)
- nakrętka, której nie trzeba odkręcać

Wady:
brak
Jeśli ja jakieś zauważę, na pewno się tym podzielę.

Płyn micelarny 3 w 1 Bielenda 
Używałam go tylko ja i wiem, że nie pojawi się ponownie w mojej łazience, bo znam lepsze kosmetyki tego rodzaju.

Zalety:
- całkiem przyjemny zapach
- wydajność
- cena (ok. 10 zł)
- nawilżenie

Wady:
- nie poradził sobie ze zmatowieniem mojej cery
- kiepsko usuwał makijaż oczu
- pozostawiał dziwną powłokę na buzi

Celia de Luxe płyn micelarny
To jeden z moich faworytów, który traci w moich oczach tylko ze względu na zapach, ale i tak go UWIELBIAM!

Zalety:
- idealnie oczyszcza
- nawilża
- fantastycznie nadaje się do demakijażu oczu
- mimo zawartości D-pantenolu moja cera (naczynkowa) nie była podrażniana
- CENA!!! (8 zł)
- buteleczka i otwieranie

Wady:
- dla mnie zapach 

Na koniec nowy nabytek. Lirene płyn micelarny 3 w 1.
Producent zapewnia o oczyszczaniu, tonizowaniu i redukcji zaczerwienień. 
Jestem bardzo ciekawa, jak poradzi sobie z cerą naczynkową. 
Póki co - zapach przyciąga ;)

Pozdrawiamy Was gorąco!

P.S.WeAreCrazy



piątek, 10 kwietnia 2015

Nowa-stara kuchnia za 550 zł

Witajcie :)

Kilka postów temu (minął chyba miesiąc) wspominałyśmy o tym, że będziemy chciały podzielić się z Wami czymś zupełnie nowym. Czymś, co zaprzątało nam głowę swego czasu tak bardzo, że nie miałyśmy kiedy pisać. Prawdę „mówiąc” nie miałyśmy wtedy czasu nawet na dłuższą chwilę odpoczynku czy jedzenie :P.

Cóż to takiego?

Otóż wzięłyśmy się za remont kuchni w mieszkaniu, które obecnie zamieszkujemy (w ramach wdzięczności za możliwość mieszkania w nim).


Zacznijmy jednak od czegoś innego.

Po pierwsze – Mieszkanie nie jest nasze.


Po drugie – W mieszkaniu nie było remontu od wielu lat.


Po trzecie – Miałyśmy, a w zasadzie mieliśmy już serdecznie dość patrzenia na beznadziejną, odklejającą się od ścian tapetę.


Po czwarte – Na remont składały się głównie trzy osoby. Całość wyniosła nas o stówę więcej niż w tytule, ze względu na to, że nie było tu ani grama pędzla, wałków, rozpuszczalników i innych rzeczy niezbędnych podczas robienia remontu.


Po piąte i dalsze :P – Zdajemy sobie sprawę, że wiele rzeczy mogłoby wyglądać o nieeebo lepiej, że zamiast ceraty można kupić blaty, wymienić fronty, albo ^^ kupić nowe meble, ale jak już wspomniałam, mieszkanie nie należy do nas, więc nie chciałyśmy za bardzo wykosztować się na coś, co w nim zostanie, gdy my zmienimy miejsca zamieszkania. I tak zakupiliśmy (my i nasi faceci) w nim już wiele rzeczy na nasz koszt (w tym prawie wszystkie krany/baterie, jakie się w nim znajdują, a nawet pralkę!). Chciałyśmy jedynie zmienić coś na nowsze, lepsze, świeższe, by starczyło  na pewien czas. I właśnie tym dzielimy się z Wami. 


A! Nie wszystko jest w niej już dokończone na sto procent. Na ścianach będą jeszcze białe napisy, a trzonki akcesoriów również zyskają inny kolor. Nie wszystko uda się zrobić od razu, tym bardziej, że każda z nas ma swoje codzienne obowiązki i zajęcia.


Czekamy na Wasze reakcje ;)


„Nasza” dawna oraz nowa – stara kuchnia prezentuje się następująco:



















Z pozdrowieniami P.S.WeAreCrazy